Etyczny wolontariat medyczny

„W głębokiej czarnej Afryce, gdzie dzieją się głęboko czarne rzeczy, głęboka czerń spadła na młode czarne dzieci i jedyne, co może rozrzedzić ten mrok, to zaświecona nad nią lśniącą jasnością biel” – te słowa nigeryjskiego dziennikarza, Dipo Faloyina, przemawiają do mnie aż za bardzo, a jednocześnie przypominają mi o spotkaniu, w którym miałem przyjemność brać udział kilka tygodni temu.

11 grudnia 2024 roku zostałem zaproszony jako specjalista do panelu dyskusyjnego „Dobre chęci nie wystarczą – jak odróżnić etyczny wolontariat zagraniczny od wolonturystyki?”. Spotkanie zorganizował Narodowy Fundusz Wolności, a moimi współuczestnikami debaty byli: Alicja Kosińska, prezeska Fundacji Go’n’Act, Anna Huminiak, reprezentantka Europejskiego Korpusu Wolontariatu, oraz Tomasz Michniewicz, reportażysta i podróżnik. Każdy z nas miał za zadanie z jednej strony skrytykować wolonturystykę, dzieląc się osobistymi doświadczeniami w tym temacie, a z drugiej – zgodnie z oczekiwaniami organizatorów – nie skreślać całkowicie idei wolontariatu i wskazać ścieżkę dla tych, którzy chcieliby spróbować swoich sił w wyjeździe, co najmniej do kraju Globalnego Południa. Konkluzja ze spotkania była niestety dość przygnębiająca: etyczny wolontariat zagraniczny nie istnieje. Choć sam osobiście dodałbym, że zorganizowanie takiego wolontariatu jest niezwykle trudne.

Od niespełna piętnastu lat jestem związany z Madagaskarem, gdzie na co dzień zarządzam Centrum Klinicznym im. Jana Beyzyma w Manerinerina, a od dwóch lat staram się prowadzić Fundację dla Madagaskaru. I właśnie jako prezes tej organizacji zostałem zaproszony do dyskusji o etycznym wolontariacie medycznym. Kiedy opowiadam o swoich działaniach, często słyszę od pracowników ochrony zdrowia słowa, które wprawiają mnie w zakłopotanie. Wiele osób, bez głębszego zastanowienia, deklaruje chęć wyjazdu na misję humanitarną, udziału w akcji medycznej czy wręcz rzucenia wszystkiego i wylotu do Afryki – bo tam ich praca wreszcie zostanie doceniona.

Pewnego dnia otrzymałem maila od pani diabetolog z wieloletnim doświadczeniem i imponującym dorobkiem zawodowym, która z entuzjazmem wyraziła gotowość wyjazdu do naszego szpitala – bo przecież tak bardzo potrzebna jest nam pomoc medyczna. Pospiesznie odpisałem, że w naszym skromnym wiejskim szpitalu każda para rąk do pracy jest mile widziana, ale misja medyczna musi być dobrze zorganizowana, a to wiąże się z dużymi kosztami. Przedstawiłem szacunkowe wydatki i poprosiłem o zebranie funduszy na leczenie pacjentów, których chciałaby przyjąć. Po kilku dniach otrzymałem odpowiedź: „Przecież bez sensu byłoby ustawiać tych pacjentów na lekach.” Pani doktor argumentowała, że skoro jej działania byłyby krótkoterminowe, to wolałaby skupić się na edukacji pacjentów, promowaniu dietoterapii i zmianie stylu życia. Odpowiedziałem wprost: „Na co dzień zajmuję się pacjentami z cukrzycą typu 2 jako dietetyk i edukuję ich w języku malgaskim. Przygotowaliśmy dla nich ulotki dostosowane do lokalnych realiów, a osoby szczególnie biedne wspieramy również zakupem leków, w tym metforminy. W jakim języku chciałaby Pani edukować tych pacjentów?” Nie doczekałem się odpowiedzi.

Podobnych sytuacji było wiele. Setki osób pytały mnie o możliwość wyjazdu na misję – w ramach wolontariatu, działań medycznych, a nawet wyjazdów naukowych, które miały podnieść ich CV do rangi co najmniej wybitnego. Wielokrotnie spotykałem się z przekonaniem, że taki wyjazd to trudne, ale szlachetne poświęcenie, a obecność danej osoby na miejscu jest wręcz niezbędna. Nie jestem w stanie zliczyć tych, których emocje rozpalały się na widok głodujących dzieci – dzieci, które „trzeba” tu i teraz nakarmić, przytulić, a przy okazji zrobić sentymentalne zdjęcie na social media. Tyle że Madagaskar nie jest tłem do osobistych historii o zbawianiu świata. A pomoc, która nie uwzględnia  lokalnych realiów, często przynosi więcej szkody niż pożytku. Jak wyjechać rozsądnie i etycznie? To niezwykle trudne, zwłaszcza dziś, gdy coraz więcej organizacji pozarządowych oferuje zorganizowane wyjazdy w ramach wolontariatu – do centrów rekuperacji żywieniowej, domów dziecka, szkół, a nawet sierocińców dla słoni. Im bardziej komercyjny charakter takiego wyjazdu, tym większe prawdopodobieństwo, że z etyką ma on niewiele wspólnego. Jeśli placówka „przepuszcza” wolontariuszy niczym młyn mielący jednego za drugim, warto zastanowić się, czy nie jest to po prostu biznes oparty na nieszczęściu drugiego człowieka. Warto również zwrócić uwagę na sposób, w jaki dana organizacja komunikuje się w mediach społecznościowych. Czerwone flagi? Pesymistyczna wizja „czarnej Afryki”, która rzekomo pilnie potrzebuje Twojej pomocy, bo sama jest nieporadna, a lokalne społeczności są przedstawiane jako bezradne i nieskuteczne. Niepokojący sygnał to także obrazowa narracja, w której bieda jest jedynym przekazem. Klatka po klatce pokazuje się wyłącznie skrajne ubóstwo – dzieci pozostawione same sobie na wysypiskach, hordy chorych, którym lokalny personel „nie jest w stanie pomóc”. Ale na szczęście jest ktoś, kto może: biała ręka zbawiciela, która nakarmi i ukoi cierpienie.

I choć może to co napisałem brzmi niepokojąco to chciałbym zaproponować kilka rozwiązań. Na początek warto zadać sobie kilka pytań: Czy zdecydowałbyś się na misję humanitarną, gdyby nikt o tym nie wiedział i przez cały wyjazd nie mógłbyś zrobić ani jednego zdjęcia? Czy przeznaczyłbyś co najmniej dwukrotność kosztów swojego biletu i innych wydatków na leczenie pacjentów lub wsparcie lokalnego szpitala? Czy masz wystarczające kompetencje zawodowe, językowe i osobowościowe, by pracować w kraju o ograniczonym dostępie do nowoczesnej medycyny? Czy jesteś świadomy kulturowych różnic i gotowy je uszanować oraz dostosować się do nowego środowiska? Czy jesteś przygotowany na potencjalne zagrożenia zdrowotne? Przemyślenie tych kwestii pozwoli choć częściowo zweryfikować twoje pobudki, zmusi do autorefleksji i przede wszystkim pomoże podjąć bardziej świadomą decyzję. Po drugie, warto dokładnie sprawdzić miejsce wyjazdu. Nie ma nic złego w zadaniu pytania, czy dana organizacja, szpital lub placówka przyjmująca posiada odpowiednie certyfikaty i akredytacje. Zachęcam także do weryfikacji wynagrodzeń lokalnego personelu – to pozwoli ocenić warunki pracy i uniknąć sytuacji, w której wolontariusz wspiera nieetyczny zakład albo, co gorsza, odbiera etat miejscowemu pracownikowi. Warto również przyjrzeć się samej organizacji: czy rzeczywiście działa non-profit i czy osoby chore, żyjące w ubóstwie, faktycznie otrzymują pomoc – bo to wcale nie jest takie oczywiste. Właśnie dlatego realizacja etycznego wolontariatu medycznego jest tak trudna.

Podsumowując, etyczny wolontariat medyczny to nie tylko kwestia dobrych intencji, ale także głębokiego zrozumienia lokalnych potrzeb i rzeczywistości. Aby móc skutecznie pomóc, musimy kierować się nie tylko chęcią niesienia pomocy, ale również odpowiedzialnością za nasze działania. Zanim zdecydujemy się na wyjazd, warto zastanowić się nad pytaniami, które mogą pomóc ocenić, czy nasze działania rzeczywiście przyniosą korzyści, a nie szkodę. Etyczny wolontariat wymaga bowiem nie tylko kompetencji i wiedzy, ale także pokory i gotowości do uczenia się od osób, którym chcemy pomóc. Współpraca z lokalnymi społecznościami, poszanowanie ich kultury i realiów oraz unikanie paternalistycznego podejścia to kluczowe elementy, które pozwolą stworzyć wolontariat oparty na szacunku i zrównoważonym rozwoju. Tylko w ten sposób możemy mieć pewność, że nasza pomoc rzeczywiście będzie miała pozytywny wpływ i nie stanie się kolejną formą wyzysku.

Daniel Kasprowicz

Udostępnij:

Inne Artykuły